Odkrywając kosmos... "Proxima" Stephena Baxtera

Mam ostatnio szczęście do książek, które zwalają mnie z nóg. A może powinnam napisać z fotela. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Zysk i S-ka miałam okazję przeczytać książkę Stephena Baxtera "Proxima"Tego autora czytałam tylko dwa tomy Długiej Ziemi, którą napisał w duecie z Terrym Pratchettem, dlatego bardzo byłam ciekawa, jak Baxter wypada solo. Nie powiem, bałam się czy nie będzie to coś bardzo podobnego do Długiej Ziemi i kilkanaście pierwszych stron ta obawa ze mną pozostawała. Ale tak po 40 stronie bardziej się wciągnęłam i emocje, które się pojawiły mocno mnie zaskoczyły! Nie jest to opowieść o wesołym i pełnym nadziei odkrywaniu kosmosu. Grupa ludzi wzięta siłą z łapanki zostaje wysłana na planetę w układzie Alfa Centauri. Planetę bardzo podobną do Ziemi. Ale nikt do końca nie wie, co na niej zastaną. 


Jak tylko książka trafiła w moje ręce, bardzo przychylnie nastawiła mnie do niej recenzja zawarta na wewnętrznym skrzydle okładki, napisana przez Wiolettę Myszkowską z Programu III Polskiego Radia:
"Tym razem jednak nie dostajemy historii o odkrywcach, o pionierach - pozbawioną krzty romantyzmu. Zamiast optymistycznych marzycieli zapatrzonych w gwiazdy, mamy tu niechętnych ludzi 'z łapanki' o wątpliwej przeszłości".
I tak faktycznie jest. Po lekkim rozczarowaniu, jakie dała mi "Długa Wojna" (drugi tom Długiej Ziemi"), "Proxima" okazała się genialną i tak niesamowicie prawdziwą książką! Wszystko obraca się właściwie wokół dwójki bohaterów. Są to Yuri Eden i Stef Kaliński. Yuri należy do grupy wysłanej na Proximę, a Stef, w momencie, w którym ją poznajemy, jest dziesięcioletnią dziewczynką, córką naukowca wysyłającego rakietę kosmiczną nowoczesnej technologii ziaren z Merkurego. Mamy okazję poznawać losy tej dwójki niemal przez ich całe życie. Są również inni bohaterowie, z którymi także można się zżyć, jak np. Earthshine, ColU (oboje to sztuczne inteligencje), Mardina czy Michael King. 


Jak już pisałam, ta książka wzbudza wiele emocji i to takich nieoczywistych (dla mnie, względem czytanej książki). Często czułam lęk. Ale nie taki lęk, jaki odczuwamy przy horrorach. Losy bohaterów siłą wysłanych na odległą planetę, pozostawionych samych sobie, którzy czasem nie widzieli przed sobą nic poza samotnością albo śmiercią... wywoływało to we mnie lęk egzystencjalny. Czułam w kościach te nieznane połacie nieznanej ziemi. Było to niesamowite uczucie!

Książka obudziła we mnie także refleksje nad etycznymi aspektami ochrony ludzkości, ochrony naszego świata. Do czego będziemy się w stanie posunąć? I co będzie ważniejsze, nasza duma, nasze bezpieczeństwo? Czy będziemy niemymi obserwatorami bojów polityków i wojskowych? Takie rzeczy też można było poczuć w "Priximie". Niektóre momenty książki mroziły krew w żyłach np. było kilka odliczań, przy których aż mi się ręce trzęsły z emocji. Jednak wiele razy też czytane słowa wywoływały na mej twarzy uśmiech, nie myślcie, że to jakaś całkowicie ponura książka.

Czytając Proximę naszła mnie jeszcze jedna myśl: czym jest dom? Główny bohater, Yuri Eden, pochodził z Ziemi, mieszkał na Marsie, potem został wysłany na Proximę. Czy dom jest jeden? I co go definiuje? Osoby, z którymi żyjemy? Ilość spędzonych lat? Przynależność narodowa/etniczna? A może poczucie, że gdzieś jesteśmy wolni? Yuri w końcu odpowiedział sobie na to pytanie. A jak jest z Wami?

Szczerze polecam tę książkę, dla mnie była OGROMNYM zaskoczeniem. Może to po "Długiej Ziemi" spodziewałam się czegoś innego. Ale cieszę się, że była jaka była. Przeżyłam z nią międzygwiezdną przygodę! I nawet miejscami trudny fachowy język nie odstraszał - Baxter pisząc, korzystał z prawdziwych naukowych artykułów! Można się nauczyć wiele ciekawych rzeczy. A to zawsze cenię w książkach. I na tym skończę moją ocenę. Resztę pozostawiam Wam, gdy sami sięgnięcie po "Proximę", na co mam wielką nadzieję.

Wpatrując się w gwiazdy,
Zaczytany intrOwertyk

Komentarze